Budzą mnie promienie słońca padające na moją twarz.Próbuję zasnąć ponownie,ale nic z tego.Zrezygnowany wstaję i idę wziąć szybki prysznic.Po krótkiej kąpieli wychodzę z łazienki i widzę,że na moim łóżku leży strój na dzisiejsze szkolenie.Przebiera się i idę zjeść śniadanie.Po drodze spotykam Haymitcha i w ciszy idziemy razem do jadalni.Katniss już siedzi i zajada się bułką z czekoladą.Najwidoczniej przypadło jej to danie do gustu.Siadam do stołu i zauważam,że ma taki sam strój jak ja.W sumie to nie ma nic przeciwko temu,ale po mnie dziewczyny widzę,że nie jest zadowolona z tego pomysłu.
-Dzień dobry Katniss-mówię razem z mentorem i nakładam na swój talerz jajecznicę,po czym biorę się za jedzenie.Długo siedzimy nie odzywając się do siebie,Haymitch po którejś już porcji wołowiny wyjął z kieszeni butelkę.Pije z niej zapewne jakiś trunek,później opiera się łokciami o stół.
-Do rzeczy.Od dzisiaj zaczynacie szkolenie,jak chcecie to mogę was najpierw uczyć osobno.Ale musicie podjąć decyzję teraz.
-Nie rozumiem,czemu mielibyśmy się szkolić osobno?-pyta Katniss.
-Czasami jest tak,że niektórzy nie chcą ujawniać swoich zdolności i wolą trenować osobno.-tłumaczy Haymitch.
Wymieniamy się z Katniss spojrzeniem.
-Ja nie mam czego ukrywać-mówię -A twoje umiejętności Katniss już znam. Przecież zjadłem nie jedną twoją wiewiórkę.
Patrzy przez chwilę na mnie z wyraźnym zaciekawieniem po czy mówi:
-Możemy się uczyć razem-zapewnia Haymitcha.Ja na zgodę kiwam głową.
-W takim układzie nie ma sprawy.Musicie mi powiedzieć jakie macie zdolności.-po tych słowach patrzy na nas z wyczekującym spojrzeniem.
-Ja nic nie potrafię,a pieczenie chleba w to nie wliczam.
-I dobrze.A ty skarbie?Wiem,że świetnie władasz nożem.-mówi Haymitch.
-Nie jest źle,ale zdecydowanie lepiej wychodzi mi polowanie,a łuk jest moją ulubioną bronią.
-Dobrze radzisz sobie na łowach?
Na to pytanie dziewczyna milknie i wpada w zamyślenie.Zaczynam przyglądać się z uwagą w jej oczy.Widać w nich jakby błądziła we własnych myślach i wspomnieniach.
-Nie najgorzej-mówi,a ja właśnie w tej chwili przytomnieje.
-Jest świetna.Mój ojciec kupuje od niej wiewiórki.Od niego wiem,że zawsze trafia je prosto w oko.To samo tyczy się królików,które sprzedaje rzeźniczce.Potrafi położyć także dorosłego jelenia.
Widać na jej twarzy zaskoczenie.Ja sam się dziwie czemu nie powiedziała mentorowi,że jest tak dobra.Przecież doskonale wie jakie ważne na igrzyskach są umiejętności.Bez nich nie masz co liczyć na wygraną.Tak jak ja.
-Co ty wygadujesz?-pyta podejrzliwie.Czemu ona jeszcze zadaje mi tak głupie pytania.Za automatu odpowiadam:
-Sama zadaj sobie to pytanie.Jeśli on ma ci pomóc musi poznać każdą twoją umiejętność.A ty akurat masz się czym chwalić.
-Może lepiej opowiesz o sobie?Nie raz widziałam cię na rynku jak dźwigasz pięćdziesięciokilogramowe worki z mąką.Dlaczego o tym nie wspomniałeś?To nie jest byle co.
-Jasne.Jestem pewien,że na arenie będzie pełno worków z mąką,żebym mógł porzucać sobie nimi w ludzi.-odparowuję-Podnosząc ciężary,nie nauczysz się walczyć z wrogiem,dobrze o tym wiesz.-odpowiadam już lekko sfrustrowany.Ale ona nie daje za wygraną:
-Jest dobry w zapasach.W ubiegłym roku udało mu się zająć drugie miejsce w naszych szkolnych zawodach.Pokonał go tylko jego własny brat.
-I jaki miałbym mieć z tego niby pożytek?Ile razy widziałaś,żeby jakiś trybut na arenie powalił kogoś zapaśniczym chwytem?
-Na igrzyskach zawsze dochodzi do walki wręcz.Jedyne co musisz zrobić to znaleźć nóż,a twoja szansa na wygranie diametralnie się zwiększy.Jeśli mnie zaatakują,to już po mnie!
I w tym momencie coś we mnie pęka.
-Nikt cię nie zaatakuje!Wejdziesz gdzieś wysoko na drzewo,będziesz jadła surowe wiewiórki i odstrzeliwała przeciwników z łuku.Nawet nie wiesz,co moja matka powiedziała,kiedy przyszła się ze mną pożegnać.Byłem przekonany,że chce mi dodać otuchy i jakoś pocieszyć.Ale ona oznajmiła,że nasz dystrykt wreszcie doczeka się swojego triumfatora.Dopiero potem dotarło do mnie,że wcale nie chodziło jej o mnie tylko o ciebie!
-Na pewno chodziło jej o ciebie,nie o mnie.
-Powiedziała: ,,Przeżyje,poradzi sobie przecież to urodzona zwyciężczyni".
Te słowa zamknęły jej w końcu usta.Wiem,że nie mam żadnych szans na przeżycie i moja matka też to wie,więc niby po co miałaby mi dawać nikłą nadzieję.Czemu miałaby wierzyć w to,że jej własny syn ma jakiekolwiek szanse przy dziewczynie która jest wprawiona w łowach i zastawianiu sideł?Po co miałaby mieć wiarę w to,że jej przygłupi syn da sobie radę z chociażby chuderlawym dwunastolatkiem?Ona nigdy nie pokładała we mnie żadnych nadziei.
-Przeżyłam,bo kiedyś ktoś postanowił mi pomóc.
Po tym krótkim zdaniu,moje oczy od razu powędrowały w stronę bułki w jej ręku.Do tej pory obwiniam się za to,że nie przyniosłem,wtedy jeszcze malutkiej dziewczynce,tych chlebów.Zachowałem się jak kompletny kretyn i tchórz.Nigdy sobie tego nie wybaczę.Do głowy przychodzą mi dwa zdania:
-Na arenie też ci pomogą.-wzruszam ramionami i kontynuuję- Sponsorzy będą walili drzwiami i oknami aby tylko ci pomóc.
-Tak samo mnie,jak i tobie.
Jaka ona jest uparta!Poirytowany przewracam oczami.Tylko co mi to da,muszę ją za wszelką uświadomić jak duże szanse ma na wygranie igrzysk.Zwracam się,więc do mentora:
-Ona nie ma pojęcia.Nie wie jak ludzie na nią reagują.
Nie mam ochoty już na nią patrzeć.Postanawiam skupić się na stole w którym znajdują się słoje.Przesuwam paznokciem po nich i nie zwracam na nich uwagi.Reaguje dopiero jak słyszę swoje imię z ust Haymitcha:
-Peeta ona ma racje,Nie możesz lekceważyć siły fizycznej.Już nie raz przechyliła wagę zwycięstwa w pojedynku na stronę zawodnika.W Ośrodku Szkoleniowym znajdują się ciężary,ale nie pokazuj innym trybutom,ile potrafisz unieść.To dotyczy was obojga.Będziecie brali udział w treningu grupowym.Postarajcie się nabyć nowych umiejętności.Poćwiczcie rzut oszczepem,walkę maczugą.Nauczcie się wiązać jakieś przyzwoite węzły.Nie popisujcie się przed indywidualnym pokazem.Czy to jest jasne?
Zgodnie kiwamy głowami.
-Jeszcze tylko jedna bardzo ważna sprawa-podkreśla Haymitch-W miejscach publicznych macie się pokazywać zawsze razem.
Od razu oboje zaczynamy protestować,ale mentor wali otwartą dłonią w stół.
-Przez cały czas!Bezdyskusyjnie!Zgodziliście się na wykonywanie moich poleceń .Będziecie razem,i każdy ma widzieć ja okazujecie sobie sympatię.A teraz żegnam.O dziesiątej przy windzie będzie czekać na was Effie.Zaprowadzi was na szkolenie.
I tak oto zostaliśmy skazani na siebie.Nie żebym narzekał,ale Katniss ten pomysł w się nie spodobał.Od razu wstała od stołu i poszła do swojego pokoju zatrzaskując drzwi z takim hukiem,że aż przeszły mnie ciarki.
Zrezygnowany i zmęczony tą całą rozmową zmierzam w kierunku swojej sypialni.Może uda mi się jeszcze choć na chwilę zmrużyć oko?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz